Zacznijmy.

Po jakimś czasie, w sumie około dwóch latach nadszedł czas powrócenia na stare śmieci. Na malcercie osiadłam już pięć długich lat temu, lat, które wiele zmieniły. Aby nie narzekać teraz totalnie na bezsens egzystencji, a pozbyć się trochę myśli, ugryzę to tym razem może z innej strony, jakby lajfstajlowej. Na pewno też mniej anonimowej - co mi szkodzi obrzucić Was milionem zdjęć, pomysłów i wspomnień. Choć na pewno i część starej malcerty przesiąknie tutaj. Poza marudnikiem pospolitym zwanym blogiem, bądź też Lexowym życiem, czyli tym co było tu dotychczas, a teraz zniknęło w nieznane, spróbuję też zerknąć co słychać w podróży, małej i dużej, czyli mojej największej pasji, na siłowni, jako drugiej z nich, obecnie nieodłącznym elemencie mojego życia oraz od kuchni, jako próbie nie pokonania się w obliczu garnków, patelni i piekarnika.

Dla Was? Bardziej dla siebie, żeby się wyżyć, żeby nie zapomnieć. Blog zawsze bywał terapią, a teraz postanowiłam upchnąć w niej jak najwięcej idei i wspomnień mojej dwudziesto-jużprawie-dwuletniej, studenckiej głowy.

Co przyniesie czas? Zobaczymy.

Komentarze